Futsal
Clearex Chorzów – Rekord B-B 1:6 (0:3)
Niczym w spotkaniu o Superpuchar, „rekordziści” odarli ze złudzeń chorzowian.
Clearex Chorzów – Rekord Bielsko-Biała 1:6 (0:3)
0:1 Budniak (5. min.)
0:2 Bondar (12. min., z rzutu karnego)
0:3 Budniak (20. min.)
0:4 Biel (27. min.)
0:5 Biel (28. min.)
0:6 Seidler (31. min.)
1:6 Iwanow (33. min.)
Clearex: Krzywicki (Puzio) – Łuszczek, Zastawnik, Iwanow, Golly, Gładczak, Lutecki, Łopuch, Seget, Omylak, Mizgajski, Świtoń, Zdunek
Rekord: Nawrat – Janovsky, Kubik, Seidler, Franz, Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Biel, Surmiak, Cichy, Gąsior oraz Kałuża
Sędziowie: Wiercioch (Knurów) i Gryckiewicz (Toruń)
Zapowiedzi rewanżu za porażkę w Superpucharze z chorzowskiego obozu okazały się słowami bez pokrycia. Owszem, przez pierwsze dwie, trzy minuty spotkania na bielską bramkę napierało istne „chorzowskie tsunami”, a Bartłomiej Nawrat był najbardziej zapracowanym człowiekiem na parkiecie hali przy Dąbrowskiego. Bielszczanie świetnie przetrzymali ten napór, ostudzili emocje gospodarzy i zaczęli powolne dzieło dekonstrukcji Cleareksu. Po wzorowej kontrze pary: Paweł Budniak – Artur Popławski, do bramki miejscowych trafił z kilkunastu metrów pierwszy z wymienionych. Później Bartłomieja Krzywickiego ostrzeliwali m.in. Rafał Franz i Oleksandr Bondar. Trafił wreszcie ukraiński snajper Rekordu, trafił dodajmy po problematycznym rzucie karnym z 12. minuty. Nerwy wśród gospodarzy po tym werdykcie rozjemców były ogromne, co spowodowało w dalszej części kilka rażących błędów w defensywie, niestety niewykorzystanych przez biało-zielonych. Mimo prawdziwej kanonady jaką urządzili sobie bielszczanie wynik długo nie ulegał zmianie. Nie przyniósł jej nawet przedłużony rzut karny – Artur Popławski uderzył minimalnie obok słupka bramki. Ale jak to mówią, co się odwlecze… Po modelowo wykonanym kornerze z bliska trafił do bramki, zdobywając tzw. gola do szatni, P. Budniak.
Przebieg drugiej części meczu otwarcia ligowego sezonu był łatwy do przewidzenia. Nie mając nic do stracenia zawodnicy Mirosława Miozgi powinni byli rzucić się do ataku, rzucili się. Miało być groźnie pod bielską bramką, parokrotnie było. Że bielszczanie przetrzymają szturm gospodarzy – nie do przecenienia. Tego, że będą mieć gracze Andrzeja Szłapy okazje do kontrataków, to także nie było nic odkrywczego. Za to sposób w jaki trzykrotnie uderzyli w już tylko teoretyczną defensywę Cleareksu – brawo. Gole na 4:0 i 5:0 został wykonane niemal przez kalkę. W obu przypadkach doskonałymi asystami zabłysnął Michal Seidler, oba podania równie znakomitymi uderzeniami finalizował Łukasz Biel. Także ostatnie trafienie „rekordzistów” padło po akcji najwyższej próby, To był gol „made in Czech Republic”, bowiem po mierzonym na centymetry podaniu z własnej połowy Jana Janovsky’ego, do bramki z kilkunastu metrów uderzył płaskim strzałem „Jumbo” Seidler. Wynik spotkania zamknął zdobywając honorowego gola dla chorzowian Wadym Iwanow, co nie znaczy, że na tym zakończył się zapis ciekawszych zdarzeń w tym spotkaniu. Warto wspomnieć o uderzeniu w słupek Macieja Mizgajskiego oraz szansach m.in. Tomasza Gollego i Roberta Gładczaka, pojawieniu się na parkiecie młodzieży Rekordu oraz „pracowitych minutach” w końcówce meczu B. Nawrata. Dla golkipera mistrzów Polski ten mecz zakończył się w sposób, w jaki się zaczął.
Podobnie jak przed rokiem w Toruniu, tak w ten poniedziałkowy wieczór w Chorzowie, biało-zieloni w bardzo dobrym stylu inaugurują sezon. Ta analogia jest jak najbardziej na miejscu, bo i jakość gry i wynik, są bardzo zbliżone. Chciałoby się powiedzieć – niech się tak samo zakończy, ale do tego jeszcze bardzo, bardzo daleka droga. Z udanego startu jednak trzeba i należy się cieszyć. A już w najbliższy piątek (godz. 19:30) bielska premiera sezonu 2017/2018 Futsal Ekstraklasy, gościem Rekordu będzie ekipa Pogoni ’04 Szczecin.
TP/foto: PM