Futsal
Rekord Bielsko-Biała - FC Toruń 9:2 (5:1)
To było zaskakująco jednostronne widowisko.
Rekord Bielsko-Biała - FC Toruń 9:2 (5:1)
0:1 Waszak (2. min.)
1:1 Franz (6. min.)
2:1 Kubik (7. min.)
3:1 Seidler (16. min.)
4:1 Kubik (19. min.)
5:1 Bondar (20. min.)
6:1 Seidler (22. min.)
7:1 Bondar (23. min.)
8:1 Marek (32. min.)
8:2 Mrówczyński (32. min.)
9:2 Popławski (37. min.)
Rekord: Nawrat (Kałuża) - Janovsky, Kubik, Seidler, Franz, Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Biel, Surmiak, Cichy, Gąsior
Oczekiwania przed tym spotkaniem były spore, wszak naprzeciwko siebie stanęły dwie niepokonane do tej pory drużyny. Emocje zapowiadały się więc spore, a już pierwsze minuty zdawały się to potwierdzać. Już po 86 sekundach torunianie objęli prowadzenie – po rozegraniu rzutu rożnego mocnym strzałem popisał się Mateusz Waszak, piłka trafiła w Jana Janovsky'ego i wpadła do bramki obok zdezorientowanego Bartłomieja Nawrata. Jeżeli to miał być zimny prysznic dla biało-zielonych, to podziałał. Od momentu utraty bramki ruszyli do zdecydowanych ataków, niwelując wszelkie atuty gości. Ci ostatni przez następne 13 minut nie zdołali oddać ani jednego celnego strzału. Bielszczanie przeciwnie – strzelali Paweł Budniak, Michał Kubik czy Rafał Franz – Nicolae Neagu był jednak na posterunku. Bezskuteczny napór trwał do 6 minuty – J. Janovsky z rzutu rożnego do R.Franza i toruński bramkarz kapituluje po raz pierwszy. Nim upłynęła kolejna minuta „rekordziści” objęli prowadzenie. Ponownie błysnął J.Janovski, który „przeczytał” wyrzut N.Neagu przejmując piłkę, a następnie popisał się kapitalnym podaniem do M.Kubika – strzał tego ostatniego wylądował w „okienku” bramki torunian. Ozdobą meczu było niewątpliwie trafienie numer trzy, autorstwa Michala Seidlera, który potężnym strzałem z 14 metrów w górny róg bramki nie dał najmniejszych szans golkiperowi przyjezdnych na skuteczną interwencję. Po tym golu obudzili się nieco zawodnicy FC Toruń – ładnie z dystansu strzelał Michał Wojciechowski, dwukrotnie próbował Tomasz Krieze, ale B. Nawrat interweniował bez zarzutu. Skuteczniejsi byli bielszczanie – najpierw ponownie M. Kubik, a następnie Oleksandr Bondar ładnym strzałem spod linii bocznej zdobyli kolejne bramki. Tak więc do przerwy wysokie prowadzenie Rekordu.
Jeżeli ktoś w toruńskim obozie miał jeszcze nadzieje na odwrócenie losów meczu to po trzech minutach drugiej odsłony stracił je bezpowrotnie, bowiem prowadzenie podwyższyli M. Seidler, który strzeli lekko, acz precyzyjnie i O. Bondar po ograniu N. Neagu i strzale praktycznie z „zerowego” kąta. Te bramki wprowadziły, momentami zbyt duży, spokój w poczynania biało-zielonych. Nie atakowali już tak zawzięcie, częściej również po naszą bramką gościli torunianie.
Michał Kałuża, który zastąpił B. Nawrata musiał w kilku sytuacjach wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, jak choćby po strzale Krzysztofa Elsnera w 27 minucie (dobitka trafiła w poprzeczkę) czy broniąc uderzenie Mykoły Morozowa, który w 30 minucie znalazł się w sytuacji z gatunku tych stuprocentowych. Skapitulował raz – po płaskim strzale Marcina Mrówczyńskiego. Jego koledzy nie poprzestali na siedmiu trafieniach, swoje bramki zdobyli jeszcze Artur Popławski, mocnym strzałem z dystansu oraz Michał Marek po zagraniu P. Budniaka z rzutu rożnego. Ostatnie minuty meczu to szansa dla najmłodszych zawodników w naszym zespole, mecz kończył piątka, której średnia wieku wynosi nieco powyżej 19 lat.
Dobre widowisko z obu stron, siła ofensywna Rekordu okazała się jednak zbyt duża dla najskuteczniejszej do tej pory ligowej defensywy – w tym meczu FC Toruń stracił trzy razy więcej bramek niż w poprzednich czterech łącznie. Za tydzień spotkanie z Lex Kancelarią Słomniki, która swój mecz rozegra jutro z Red Dragons Pniewy. Jeżeli wygra, będzie nowym wiceliderem, a wówczas przed nami, w przyszły poniedziałek, kolejny mecz na szczycie.
MH/foto: Paweł Mruczek