Futsal
FC Toruń – Rekord B-B 5:6 (0:5)
Po dominacji Rekordu w pierwszej części, w drugiej - nerwy i emocje.
FC Toruń – Rekord Bielsko-Biała 5:6 (0:5)
0:1 Kubik (5. min.)
0:2 Seidler (10. min.)
0:3 Biel (10. min.)
0:4 Biel (15. min.)
0:5 Kubik (17. min.)
1:5 Mikołajewicz (22. min.)
2:5 Popławski (23. min. samobójczy)
3:5 Spychalski (25. min.)
3:6 Seidler (32. min.)
4:6 Mikołajewicz (34. min.)
5:6 Mrówczyński (39. min.)
Rekord: Kałuża – Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Janovsky, Biel, Kubik, Seidler, Cichy, Nawrat
Pierwszą część spotkania, zapowiadanego wszem i wobec jako hit 16. kolejki, trudno określić inaczej jak „futsalowy nokaut” w wykonaniu gości. Doskonale usposobieni i znakomicie rozumiejący się bielszczanie dość szybko zaczęli demontaż toruńskiej defensywy. Skądinąd w grze obronnej gracze FC Toruń popełniali prozaiczne, wręcz banalne błędy. Żadnym tłumaczeniem postawy podopiecznych Łukasza Żebrowskiego (brak Krzysztofa Elsnera) nie mogły być problemy zdrowotne, bo i Andrzej Szłapa miał swoje kłopoty w tym zakresie (m.in. choroby Rafała Franza i Kamila Surmiaka).
Pierwszego gola w spotkaniu zdobył po zwodzie, czym zaskoczył obronę i golkipera miejscowych, Michał Kubik. Kwintesencją wybornej ofensywy biało-zielonych była dalsze trafienia. Dwa z nich zaliczył Łukasz Biel, swój wkład bramkowy miał także Michal Seidler. Wyjątkowo efektowna była akcja bramkowa na 5:0, zapoczątkowana świetnym, długim zagraniem Michała Kałuży do „Jumbo” Seidlera. Po strąceniu piłki przez czeskiego zawodnika Rekordu M. Kubik z bliska dopełnił formalności. Doceniając skuteczność „rekordzistów” nie sposób nie podkreślić bardzo uważnej gry gości w defensywie, którą bardzo umiejętnie dowodzili Jan Janovsky i Artur Popławski.
Chwalona obrona mistrzów kraju po przerwie niestety na laurkę nie zasłużyła. Czy to z dekoncentracji, czy z nerwowości, ale można było odnieść wrażenie, że to sami futsalowcy Rekordu podali torunianom pomocną dłoń. O ile pierwsza z bramek dla FC była wynikiem dobrego zrozumienia i dokładności pary: Tomasz Kriezel – Marcin Mikołajewicz, to już kolejne gole wzięły się z ewidentnych pomyłek w grze. Kilka z nich z pewnością nie powinno się był przytrafić tak klasowej ekipie, niemniej należy oddać gospodarzom, że potrafili otrząsnąć się z ciężkiego kryzysu. Spośród pięciu trafień gospodarzy dwa, ze względu na ich urodę, warte są odnotowania. „Bomba” pod poprzeczkę Remigiusza Spychalskiego oraz chytrze strzelony pietą gol kontaktowy M. Mikołajewicza, godzien był kamer TV Toruń (brawo za realizację - przyp. TP). Równie dobrej jakości był jedyny gol zdobyty w drugiej odsłonie przez biało-zielonych, przy którym M. Seidler wykorzystał złe ustawienie w bramce Nicolae Neagu.
- Podnieśliśmy się mentalnie, pokazaliśmy charakter i niewiele zabrakło, aby ograć Rekord – skomentował „na gorąco” przez kamerą szkoleniowiec FC Toruń – Ł. Żebrowski. – Mimo przestróg w przerwie, że mecz się nie skończył, wkradło się rozprężenie. Za mało pokazaliśmy w ofensywie w drugiej części. Nic, trzeba dalej pracować! – tak z kolei podsumował potyczkę w Grodzie Kopernika usatysfakcjonowany podtrzymaniem zwycięskiej passy A. Szłapa, trener mistrzów kraju.
Po spotkaniu obaj szkoleniowcy z pewnością mieli cały szereg słusznych i merytorycznych uwag do gry swoich zawodników. Natomiast z perspektywy kibiców nie sposób nie skwitować, że było to wyjątkowo emocjonujące i atrakcyjne widowisko. Co cieszy, przy udziale nielicznej, ale głośnej grupy sympatyków Rekordu na trybunach toruńskiej hali.
TP/foto (z meczu I rundy Rekord - FCT): PM