Futsal

Futsal | 02-05-18

Wywiad niebanalny

Rozmowy z Michałem Kałużą, golkiperem Rekordu i futsalowej reprezentacji Polski, to już niemal codzienność, ale przy okazji…

 

Na stronie sms.rekord.com.pl ukazał się zapis obszernej, dwuczęściowej rozmowy z naszym bramkarzem. Lektura bardzo zajmująca, a autorem całości jest Mateusz Antczak, uczeń I klasy liceum naszej SMS, na co dzień zawodnik zespołu juniorów młodszych Rekordu, podopieczny trenera Bartosza Woźniaka, dziennikarski talent – jak to mówią – czystej wody. Zresztą, przeczytajcie fragment pierwszej części wywiadu.

System szkolenia młodzieży w Rekordzie zakłada równoczesny rozwój zawodnika na dużym boisku, jak i w hali. W końcowym etapie doprowadza go do momentu, w którym musi podjąć decyzję – futsal czy piłka nożna. Bardzo dobrze wiemy, jakiego wyboru ty dokonałeś. Jednak zastanawia mnie, jakie czynniki wpłynęły na twoją decyzję? Miałeś „papiery” na grę na trawiastym boisku…

- Byłem dobry, ale bez rewelacji. Myślę, że poradziłbym sobie w Rekordzie na poziome III ligi. Przez bardzo długi czas byłem szkolony w obu dyscyplinach, gdyż treningi przy Startowej rozpocząłem już w pierwszej klasie podstawowej. Cykl zimowo-letni nie jest mi obcy. Gdy było ciepło, graliśmy na trawie, a na przełomie listopada i grudnia przenosiliśmy się na halę. Głównym czynnikiem, który wpłynął na moją decyzję, była kontuzja Bartka Nawrata. Wtedy właśnie włączony zostałem na stałe do treningów z ekstraklasową drużyną. Później pojawiły się pierwsze powołania do kadry meczowej i musiałem podjąć decyzję, co dalej zamierzam robić. Był taki okres, kiedy przez trzy miesiące łączyłem grę na poziomie Futsal Ekstraklasy z występami w Wojewódzkiej Lidze Juniorów Starszych. Nie było to łatwe. O ile w piłce młodzieżowej jest to jeszcze do zrobienia, o tyle w piłce seniorskiej obciążenia są na tak wysokim poziomie, że tego typu gra niewiele miała wspólnego z efektywnością.

Nie mogłeś narzekać na brak zainteresowania ze strony trenera trzecioligowców.

- Tak. Wtedy trenerem „rekordzistów” był Wojciech Gumola. Dosyć często otrzymywałem od niego zaproszenia na treningi trzecioligowców, ale najczęściej pokrywały się one z Futsal Ekstraklasą. Tak więc pomimo licznych okazji, nigdy nie zagościłem w piłkarskiej szatni.

Często zadajesz sobie pytanie, co by było, gdybym wybrał „dużą” bramkę?

- Odkąd jestem w reprezentacji i mam stałe miejsce w ekstraklasowej drużynie, już mnie to nie męczy. Na początku trochę biłem się z myślami. Zastanawiałem się, co mogę osiągnąć w futsalu, a do czego mogę dojść w piłce nożnej. Nie żałuję swojej decyzji, a wręcz cieszę się z takiego obrotu spraw.

Całość do przeczytania – tutaj.

A w części drugiej m.in….

Odczuwasz dużą presję, gdy zewsząd słyszysz, że jesteś największą nadzieją polskiego futsalu?

- Takie opinie zdecydowanie bardziej mnie cieszą niż stresują… Największą presję odczuwałem podczas Mistrzostw Europy przed drugim meczem. „Na papierze” Kazachowie wydawali się łatwiejszym rywalem i to na nich byliśmy bardziej nastawieni. Z Rosją zagrałem na dobrym poziomie i nie wypadało go obniżać. Dużo mówiło się o mojej osobie. Spotkałem się z wieloma wpisami na mój temat na Facebooku. Szczególnie w pamięci utknął mi jeden komentarz, na który natknąłem się w dzień naszego spotkania z Kazachstanem. Brzmiał on mniej więcej tak: „Zobaczymy, co zrobi dzisiaj”. Na co dzień, czy to w lidze polskiej, czy w Lidze Mistrzów, nie doświadczam takich sytuacji. Wiadomo, że towarzyszy mi pewnego rodzaju adrenalina, ale nie można tego nazwać presją.

Powiedziałeś, że sprawdzasz przed meczami Facebooka. Czyli nie jesteś typem zawodnika, który przed spotkaniem zupełnie odcina się od reszty świata?

- Nie angażuję się zbytnio w życie medialne, ale zdarza mi się śledzić opinię publiczną. Głównie na Facebooku. Tego nie da się uniknąć. Żyjemy w czasach, w których telefony mają bardzo duży na nas wpływ. Kuszą powiadomieniami. Zazwyczaj nie „odcinam się” całkowicie, ale staram się jak najmniej czytać internetowych treści.

Chcesz przeczytać zapis tej części wywiadu z M. Kałużą, kliknij – tutaj.

dodał: TP/foto: PM