SMS

SMS | 28-11-17

Z trenerskiej ławki – Bogusław Matloch

Gościowi naszego stałego cyklu najbardziej brak… ósmego dnia tygodnia.

Pełnisz różnorakie funkcje w klubie, jesteś m.in. członkiem zarządu BTS-u, koordynujesz szkolenie najmłodszego narybku w Rekordzie, podejmujesz działania organizatorskie – vide kursy trenerskie UEFA A i B ze wsparciem instytucji unijnych. Sam aktualnie jesteś uczestnikiem innego ze szkoleń. Czy o czymś zapomniałem?  I jakim cudem znajdujesz jeszcze czas na prowadzenie zespołu z rocznika 2007?

- Faktycznie lista moich obowiązków związanych z pracą w Rekordzie wydaje się nieco rozległa, mimo to staram się je wykonywać rzetelnie. Są chwile, gdy „ósmy” dzień tygodnia byłby wskazany? Analizując swoje zadania też zadaję sobie pytanie, czy można robić  tyle rzeczy na raz dobrze? Ale ocenę tego pozostawiam innym, a sobie tłumaczę to zachowaniem w sytuacji walki sportowej, gdzie robienie tylko jednej rzeczy perfekcyjnie jest już niewystarczające. Pracowitość to cecha, której nauczyłem się w świecie sportu, choć sam „kariery” sportowej nie zrobiłem. To cenne przesłanie dla naszych wychowanków. Prowadzenie drużyny rocznika 2007, choć czasami trudno mi temu sprostać – przy okazji  podziękowania dla trenera Maćka Tokarczyka i rodziców. Traktuję tę część mojej pracy jak swoiste „memento” i przypomnienie, że jestem przede wszystkim trenerem i nadal chce nim być. Wbrew pozorom te dzieciaki dają człowiekowi motywację i poczucie, że jesteś potrzebny.

Od kilku miesięcy dowodzisz grupą biało-zielonych 10-latków, co już możesz wiesz i możesz powiedzieć o tych chłopakach?

- Jak już wspomniałem ta grupa, to moje kolejne życiowe i zawodowe wyzwanie. Mam już materiał porównawczy, czyli czas pracy z chłopkami z roczników 2004. To było pięć lat pracy, więc muszę starać się poprowadzić to lepiej, a przynajmniej popełnić mniej błędów. W tym zawodzie nie da się ich całkowicie uniknąć i na to samo muszę pozwolić tym chłopakom. Ta grupa jest podobna charakterologicznie do poprzedniej, tak już mój osobisty urok (śmiech), że trafiam na takie osoby. Na pewno proces selekcji w tej drużynie musi być sprawą otwartą, to będzie ich tylko wzmacniało. Nie wiem czy zostaną dobrymi piłkarzami? Zapytajcie mnie o to za dziesięć lat. Teraz ich cel to starać się, poprzez swoją sytuację, którą dał im los, stawać się lepszymi ludźmi.

W weekend wzięliście udział w prestiżowym, dwudniowym turnieju w podkrakowskich Skotnikach, spodziewałeś się takiego efektu – zwycięstwa w stawce doborowych ekip?

- Na tym turnieju byłem już  po raz trzeci i zawsze mogłem liczyć na „dobre granie”. Na jednej z odpraw, a w tej grupie może ona trwać maksymalnie pięć minut, powiedziałem im, że znałem wielu utalentowanych młodych piłkarzy (nie tylko) i wielu z nich nie odniosło sukcesu jako zawodnik-senior, bo nie rozumieli efektu „wygrywania”. Jeżeli nie zrozumiesz, co oznacza wygrana, to już przegrałeś. Oni mają dopiero dziesięć lat i pewnie jeszcze tego nie zrozumieli, ale na tym polega właśnie moja rola. Co oczywiście nie przeszkadza patrzeć na ich radość ze zwycięstwa i być z nich zadowolony. W końcu wygrywać z Wisłą Kraków, to niektórzy mogą mieć możliwość tylko w tym wieku.

Rozumiem, że dla Ciebie „numer 1” weekendu to zwycięstwo podopiecznych, ale co doceniłbyś/oceniłbyś spośród innych wydarzeń?

- Jako trener-koordynator grup młodzieżowych muszę śledzić wiele wydarzeń każdego weekendu. Porozmawiać z wieloma osobami, trenerami, zawodnikami - taka moja rola. Gdyby oceniać te wydarzenia tylko przez pryzmat wyniku popełniałbym duży błąd. Na pewno „numerem jeden” każdego weekendu jest dla mnie postawa mojej żony - ocena następuje zawsze w poniedziałki, i tu bardzo często przegrywam (śmiech). A na poważnie, to zwycięstwo naszych futsalowców nad Gattą było z pewnością „nr 1”tego weekendu, chociaż mając w pamięci ich poprzedni mecz, to chciałbym go powtórzyć raz jeszcze.

Dwa pytania w jednym: o zimowe przygotowania i plany „harcowników” z rocznika 2007 oraz o ewentualne zmiany, pomysły, innowacje w zajęciach uczestników niedzielno-środowej Piłkarskiej Szkółki Rekordu?

- Zimowy okres to we wszystkich kategoriach wiekowych dzieciaków bardzo pracowity czas dla trenerów, nawet ten świąteczny. Nie inaczej jest z „pokemonami” z rocznika 2007.Turniej „goni” turniej, gramy bez przerwy w Śląskiej Lidze Młodych Talentów, wybieramy się na zimowy obóz narciarsko-piłkarski do Istebnej, no i cały czas „piłka, piłka, piłka, a w przerwie ...piłka”. Piłkarska Szkółka Rekordu jest na etapie  wprowadzania nowego programu szkoleniowego. Mam kilka pomysłów i muszę znaleźć czas na ich wdrożenie. 

TP/foto: MŁ