SMS

SMS | 03-07-18

Pocztówka znad Adriatyku

 

Jeśli ktoś wyobrażał sobie organizację tak wielkiej imprezy u południowców wg zasady -  mañana, mañana - to w Montesilvano taka nie znajduje zastosowania!

Ten turniej doprawdy pod kątem gigantycznych rozmiarów sportowo-organizacyjnych, zaczyna przypominać monstrum. Ekipy z czterech kontynentów, sześć hal, hotele, sieć komunikacyjna itd. - niewyobrażalne. To trudny do ogarnięcia, choć pewnie możliwy do przeprowadzenia przy wsparciu sponsorów projekt, także na naszym gruncie.

Dzień I – przyjazd

Ponieważ miałem sposobność przybyć do uroczego Montesilvano 48 godzin przed biało-zieloną armią, była okazja do pierwszych spostrzeżeń. Po primo – wszelkie wcześniejsze opinie z poprzednich dwóch udziałów bielszczan w kontekście logistycznym w pełni potwierdziły się, jak to młodzież mówi – „miejscówka była OK.”. Jako człowiek starszej od większości „rekordzistów” daty określę – nawet bardzo OK! Wprawdzie zaskoczyła na wstępie burza, jakiej tu nad Adriatykiem nie widziano ponoć od lat, ale po kilkugodzinnych wyładowaniach atmosferycznych i opadach deszczu w tym aspekcie także rychło aura wróciła do oczekiwanej normy.

Tak więc blisko 40-osobową „Rekordową” grupę powitało piękne słońce i adekwatna do miejsca oraz pory roku temperatura. Zdecydowana większość nie potrzebowała specjalnie wiele czasu na aklimatyzację, wszak dla znacznej części był to kolejny przyjazd do regionu Abruzzo. Trochę onieśmieleni wydawali się być najmłodsi, ale ponieważ wszystko już wcześniej zostało perfekcyjnie zabezpieczone, dograne przez Andreę Bucciola oraz żonę naszego włoskiego szkoleniowca – Agnieszkę, „dziwnych” pytań w zasadzie nie było. A potem już tylko oficjalne otwarcie imprezy, mniej huczne i mniej efektowne, niż poprzednie edycje Montesilvano Futsal Cup. Nie było przemarszu główną promenadą uroczej miejscowości, a raczej improwizowane powitanie uczestników połączone z futsalowymi zabawami organizowanymi przez sponsorów, zapoznanie z główną areną turnieju – PallaRoma.

Dzień II – otwarcie turnieju, oficjalne i sportowe

Już o dziewiątej rano do boju ruszyła ekipa Andrei Bucciola – siedemnastolatkowie. Jak to na starcie, łatwo nie było, ale spokój j doświadczenie mistrzów Polski w futsalu wśród 16-latków okazało się przydatne. Poniedziałek okazał się wybitnie udany dla Michała Gronia, który w sumie w dwóch meczach rozgrywanych tego dnia przez „rekordzistów” ustrzelił cztery gole. Równie udane otwarcie zaliczyły pozostałe nasze zespoły, które także zwycięstwami zainaugurowały turniejowe zmagania. Dla Piotra Jaroszka trenerski start w Montesilvano nie był nowością, natomiast Bartłomiej Nawrat bodaj po raz pierwszy samodzielnie i oficjalnie poprowadził zespół Rekordu w oficjalnych zawodach. Obaj zgarnęli na wstępie po trzy punkty, choć 15-latkowie wyraźnie wykazywali się typowo wakacyjnym podejściem do taktyki oraz rywali. Obaj również niezależnie od siebie (mecze, choć rozgrywane o tej samej porze, to w innych obiektach) w identyczny sposób, wkraczając na parkiet, próbowali wyrazić swoją dezaprobatę dla poczynań … arbitrów. Tego rodzaju zachowań nie pochwalamy, niemniej obserwując te i późniejsze wyczyny panów z gwizdkiem – nie dziwimy się, co więcej – rozgrzeszamy.    

Rekord U-15

Dzień III – „futsalowe mięcho”

Turniejowe granie rozgorzało na dobre. W samo południe 17-latkowie Andrei Bucciola starli się z węgierskim Dunakeszi Kinizsi. To było widowisko co się zowie! Doskonałej organizacji gry Madziarów bielszczanie przeciwstawili przygotowanie fizyczne i taktyczne. Nie wszystko i nie od razu układało się po myśli biało-zielonych (jak u Bahdaja – do przerwy 0:1), ale drugie 25 minut meczu było popisem „rekordzistów”. A sam poziom meczu? To było to, co tygrysy lubią najbardziej. Równie dobrze spisała się nasza ekipa w nocnym meczu (początek o 22:00) z starciu z Futsal Lazio Academy. Remis 3:3 okazał się przepustką do półfinału! Nadzwyczajną skutecznością błysnęli z kolei gracze zespołu U-15. Ograć Citta di Penne 20:2?! Żartobliwie kwitując  wynik meczu padło w kierunku trenera Nawrata kąśliwe pytanie: strzelić 20 goli – OK., ale jak można było stracić dwa …? Równie pomyślnie skończyła się konfrontacja 19-latków z Real Dem Montesilvano. Wprawdzie po błędzie Szymona Cichego gospodarze wyszli na jednobramkowe prowadzenie, ale kapitan Rekordu zrehabilitował się niemal natychmiast, a późnie poszło już z płatka. A rekreacyjnie? Po sporych porywach wiatru – morze wzburzone, piasek siłą prądów podniesiony z dna, woda brudna, a zatem finalnie łopocząca nad plażą czerwona flaga. Prawdopodobnie z lenistwa włoskich ratowników ta czerwień oznaczająca zakaz kąpieli wisiała już do końca pobytu bielszczan nad Adriatykiem, nawet gdy przejrzystość lustra wody nie budziła żadnych wątpliwości. A skądinąd, gdyby rzecz działa się nad Bałtykiem pewnie nikt nie zwróciłby w ogóle uwagi na jakiekolwiek przestrogi. Zakaz wejścia do wody absolutnie nie wpłynął na wakacyjne plany Piotra Kusia. Szkoleniowiec juniorów młodszych wziął się za „rozkminianie” nowego systemu gry, jaki chciałby od nowego sezonu wprowadzić w zespole z rocznika 2002. Wiele godzin spędzonych nad fachową literaturą przez szkoleniowca Rekordu odczytujemy jako jasny przekaz dla ligowej konkurencji – bójcie się! Zwłaszcza, że wieczorne godziny trener „rekordzistów” poświecił działaniom skautingowym skierowanym na poszukiwaniu utalentowanych graczy w ekipie z Ukrainy.

 

Rekord U-17

Dzień IV – chłopskie zakupy

Pierwszą połowę dnia, wolną od turniejowej rywalizacji, część sztabu trenersko-organizacyjnego wykorzystała na zakupy. To tak trochę, aby mieć alibi po powrocie do Bielska-Białej. Kawa, oliwa, miejscowe przysmaki, trunki i takie tam rozmaitości, miały wzięcie. Słowem zakupy, jak zakupy. Kto wie czy nie cenniejszy był walor poznawczo-turystyczny, gdyż samo dotarcie do jednego z największych w okolicy centrów handlowych odrobinę przypominało podróż z „Kolbergiem po kraju”. W popołudniowych zmaganiach bielscy 15-sto – 19-latkowie odnieśli planowe zwycięstwa. Tym samym „rekordziści” odnotowali historyczny sukces. Po raz pierwszy do fazy finałowej dotarły wszystkie trzy ekipy z Cygańskiego Lasu! I już nie same wyniki, choć wcale nie drugorzędne, są ważne tak, jak bezcenne doświadczenie nabyte w zmaganiach z koalicją włoskich zespołów. To procentuje zimą w rywalizacji na krajowych parkietach.

Dzień V – pochmurny poranek, zachmurzony Andrea  

Po chłopakach od rana widoczne było zmęczenie, ale i rosnąca wprost proporcjonalnie do turniejowej stawki koncentracja. To przełożyło się na nie budzące żadnej dyskusji wygrane w 1/2 finału ekip U-15 i 19-latków. Znacznie mnie powodów mieli futsalowcy zespołu do lat 17-stu. Porażką 0:1 z Virtus Romanina najbardziej rozczarowany był Andrea Bucciol. I rzecz nawet nie rozmiarach, czy stylu przegranej, a w … brazylijskim składzie rywali, w którym znalazł się jeszcze „japoński rodzynek”. Broń Boże nie nacjonalizm, ale patriotyczna duma „naszego” Włocha została wyraźnie ugodzona. Stąd posępna, zachmurzona twarz, na której dodatkowo rysowało się zmęczenie spotęgowane wielogodzinną, nocną wizytą w szpitalu z kontuzjowanym Bartkiem Kowalczykiem. Standardy szpitalnej obsługi w Italii bynajmniej nie odbiegają wiele od naszych rodzimych. Nawiasem, medyczna peregrynacja z udziałem niestrudzonych – Agnieszki Parczewskiej-Bucciol i Dariusza Spisaka, kontynuowana była nazajutrz. Ot, taki kamyczek do włoskiego ogródka. Wszystko inne działało, funkcjonowało bez zarzutu. Turniejowy transport, hale, hotele z wyżywieniem, na czele z bazą „rekordzistów” – La Ninfea – bez zarzutu. Ponarzekać można byłoby na jakość sędziowania zawodów, ale pokażcie taki turniej rozgrywany w Polsce, po którym nie byłoby kontrowersji i komentarzy… Natomiast przypatrując się włoskim zawodom od strony dziennikarskiej, nie sposób nie dostrzec coraz lepszej organizacji w tej materii. Na bieżąco aktualizowana strona internetowa, niemal błyskawiczny w informowaniu profil na facebooku, czytelny program turnieju, galerie zdjęć, wideo-skróty, czy wreszcie transmisje z finałów, zasługują na krótki, ale wszystko mówiący komentarz – szacun!

Rekord U-19 i Inter Movistar

Dzień VI – my tu jeszcze wrócimy, my tu jeszcze wygramy

Piątek przyniósł aurę, z gatunku – „lampa”. To tak jakby Italia chciała się z bielszczanami pożegnać w swoim najlepszym pogodowym wydaniu. Finały finałami, ale jak tu nie skorzystać z uroków morza i plaży. A niej taneczne popisy drużyny U-19, w której rej wodzili bliźniacy – Tomek i Mikołaj Franusikowie. Wsparci pozostałymi kolegami urządził prawdziwy taneczny show, który niektórzy z plażowiczów dokumentowali fotkami i filmikami. W sztabie szkoleniowym Rekordu odebrano to jako odstresowującą formę rozgrzewki przed wieczornym finałem z Inter Movistarem. A było się kogo obawiać, bowiem juniorzy hiszpańskiej potęgi w każdej z wcześniejszych gier w Montesilvano niemal zmiatali rywali z parkietu. Z nosami opuszczonymi na

kwintę wrócili ze spotkania o trzecią lokatę 17-latkowie. Okrutnie zmęczeni, przetrzebieni kontuzjami nie sprostali rówieśnikom z belgijskiego Mouscron. Liczyliśmy, że odwet za czwartą pozycję U-17 wezmą pozostałe drużyny. Tymczasem 15-latkowie ulegli Fenice Venezia Mestre 1:3 po meczu niewykorzystanych szans, zmarnowali ich bowiem bez liku. O sportowym finale 19-latków tylko tyle – o kurczę, jaka piękna porażka. Natomiast zachwyt budziła oprawa, odegrane hymny, składy odczytane przez polskiego i hiszpańskiego spikera, bez mała tysięczna publiczność, no i fantastyczny doping „rekordzistów” wspierających resztkami sił w gardle starszych kolegów. Obok efektownych pucharów i srebrnych krążków, niejako „na osłodę" nasi bramkarze - Krzysztof Iwanek i Kacper Burzej - wyróżnieni zostali tytułami najlepszych golkiperów w swoich kategoriach wiekowych. Rekord bramkarzami stoi! Ale o tym akurat powszechnie wiadomo.

Biorąc pod uwagę, że przed rokiem biało-zieloni także przegrali dwie finałowe potyczki, rodzi się sportowa złość i chęć wzięcia rewanżu. Zatem już teraz rzucamy wyzwanie – jeśli tu za rok wrócimy, to wreszcie wygramy!

Od lewej: Kacper Burzej, Bartłomiej Nawrat i Krzysztof Iwanek

Dzień VII – time to go home

Pożegnana przez Agnieszkę i Andreę (raz jeszcze wielkie dzięki za zaangażowanie i troskę!) ruszyła ponad 40-stoosobowa „biało-zielona armia” w drogę powrotną. 17 godzin w drodze do Bielska-Białej to na swój sposób szkoła dla wytrwałych. Lekko nie było, ale nudno także nie. Spora część nadrabiała zaległości w spaniu, niektórzy regenerowali się po ostatnim (tanecznym) występie turniejowym w … dyskotece, inni oddawali się lekturze. Popołudnie i wieczór minął pod znakiem mundialowych emocji, które znaczna część ekipy przeżywała dzięki internetowym transmisjom, co z kolei możliwe było dzięki Błażejowi Porębskiemu i jego towarzyszom podróży. Adrenalina wzrosła, gdy przed starciem Portugalii z Urugwajem wśród pasażerów urządzono zabawę w typowanie wyniku. Na 28 propozycji tylko jedna była stuprocentowo trafna. Wygraną 2:1 zespołu z Ameryki Południowej przewidział Dariusz Spisak, czyli jak na szefa całej „wycieczki” przystało! Już o świcie, w Cygańskim Lesie przywitała „rekordzistów” temperatura 10 stopni Celsjusza. Gorącego powitania nikt nie oczekiwał, ale żeby tak od razu trafić „do lodówki”…  

Tadeusz Paluch