Piłka nożna

Piłka nożna | 30-07-17

Bramkarskie pogwarki z Maciejem Wnętrzakiem

 

Coś z naszego niesystematycznego, nieregularnego i (mamy nadzieję) niebanalnego cyklu – „między nami jedynkami” – rozmawiamy z byłym już golkiperem futbolowej ekipy Rekordu.

28-letni Maciej Wnętrzak trafił do Bielska-Białej, do Szkoły Mistrzostwa Sportowego oraz Rekordu, jako nieopierzony, acz utalentowany nastolatek. Wróżono Maćkowi niemałą karierę, jej początki – awanse do IV i III ligi – wydawały się to tylko potwierdzać. A jednak gdzieś, na którymś etapie, zaciągnięty został hamulec ręczny, dynamiczny rozwój młodego golkipera został wstrzymany. Gdzie i u kogo dociekać przyczyn? Tego zapewne nie wie (lub wyjawić nie chce) nawet nasz rozmówca. Natomiast jak wyraźnie wynika z poniższej rozmowy – nie ma tego złego…, jeśli w ogóle takowe „zło” miało miejsce. Centrum Sportu Rekord ma w swoich zasobach ludzkich, jak to się zwykło w ostatnim czasie określać, wybornego specjalistę od trawnika stadionowej murawy, macierzysty klub – Orzeł Łękawica – cieszy się z doświadczonego i ogranego bramkarza oraz młodego działacza z niebagatelnym doświadczeniem.

Kto lub co pchnęło Cię do bramki, ile miałeś wtedy lat?

- Siedem, może osiem, w każdym razie przed pójściem do Komunii. W każdej gierce ze starszymi chłopakami zawsze stawiany byłem do bramki. I tak już zostało. A nigdy mi się „nie paliło” do biegania, co widać choćby teraz po mojej posturze (śmiech).

Ile to lat spędziłeś w Łękawicy?

- Do szesnastego roku życia, do czasów licealnych w SMS-ie.

Tamże, jeszcze w Łękawicy, stałeś się bohaterem małego skandaliku medialnego…

- Nie mając jeszcze 16-stu lat już trenowałem z seniorami, jednak nie mogłem grać oficjalnie w meczach ligowych. Tu nie ma specjalnie czego opisywać. Po prostu, nasz ówczesny pierwszy bramkarz z drużyny seniorów doznał kontuzji i trzeba było go zastąpić, do czego – jak mówiłem – byłem już szykowany. Dla naszego trenera to też nie był jakiś problem, wszedłem więc do bramki w spotkaniu z Milówką, które wygraliśmy 2:0, a ja m.in. obroniłem rzut karny. Po meczu działacze rywala szukali różnych sposobów jak ten mecz mimo wszystko wygrać, nawet przy tzw. zielonym stoliku, czasami szukając oparcia w mediach. Nie udało się, nasz prezes był bardziej operatywny i skuteczniejszy…

Aż nieśmiały chłopak z Łękawicy niedługo, niczym ten orzeł, odleciał do bielskiej SMS…

- To była trudna dla mnie decyzja, nie ma co ukrywać. Stanąłem przed trudnym wyborem – SMS, który należał wówczas do Wojciecha Boreckiego, była propozycja z SMS-u BBTS Podbeskidzie, który także o mnie zabiegał. Pojawiła się nowa placówka w pobliżu - Żywiecka Akademia Piłki Nożnej, której działacze odwiedzili mnie parokrotnie w domu. No i była mała przygoda z Wisłą Kraków, gdzie szybko dano mi do zrozumienia, że na układy nie ma rady. Miałem przetarte szlaki w szkole pana Boreckiego i takiego dokonałem wyboru.

Trzeba się było uczyć samodzielności, czy miałeś to już w sobie?

- Trochę trzeba się było nauczyć, a przede wszystkim przystosować do ciężkiej pracy. Wstawać o piątej rano i wracać około 19-ej do domu, poranny trening, szkoła, potem popołudniowe zajęcia na boisku, to nie było łatwe. O internacie wówczas nie myślałem, nawet nie chciałem myśleć, bo tych 30 parę kilometrów nie było dla mnie jakąś wielką przeszkodą. Nie jeździło się może tak łatwo jak dziś, ale połączenia kolejowo-autobusowe były niezłe. Niemniej te dwa i pół kilometra „z buta” do domu trzeba było przejść….

Lata awansów sportowych, szybka ścieżka rozwoju, aż tu w IV lidze, już z Rekordem, nastąpiło wyhamowanie dobrze zapowiadającej się kariery…

- Nie da się nie zauważyć, że poziom czwartej ligi, rok za rokiem, podnosił się. Co za tym szło klub i drużyna miały coraz wyższe aspiracje, zespół wzmacniał się nowymi zawodnikami. No i tak się stało ze mną w momencie pojawienia się w klubie Krzyśka Michałowskiego. To była trudna do przeskoczenia „jedynka”, nie ze względu na dwumetrowy wzrost, ale na umiejętności.

Jak działała, jak działa na Ciebie konkurencja, rywalizacja o miejsce w bramce?

- Generalnie mówiąc, chyba mobilizująco? Tu przykładem z historii jest fakt, że po pierwszej rundzie debiutanckiego sezonu w czwartej lidze byliśmy bodajże na miejscu spadkowym. Prezes Janusz Szymura słusznie uznał wtedy, że potrzebujemy wzmocnienia rywalizacji w bramce, gdyż chyba nie spełniałem pokładanych nadziei i oczekiwań. Byłem bardzo młodym bramkarzem i miałem słabą rundę za sobą. Po zmianie dokonanej wcześniej na ławce trenerskiej, Wojciech Borecki sprowadził Rafała Jacaka. Popularny „Majdan” nie zagrał wówczas chyba nawet minuty, no może kilka „ogonów”. Zaliczyłem bardzo dobrą rundę, straciliśmy bardzo niewiele, chyba z cztery gole, co można sprawdzić w archiwach. Tak więc pojawienie się w zespole Rafała ewidentnie podziałało na mnie mobilizująco. Taki układ personalny w bramce obowiązywał jeszcze przez jakieś dwa lata.

Z czasem jednak tego grania w bramce Rekordu było coraz mniej, stąd „wypożyczki” do Czarnych-Górala, potem do Wisły-Ustronianki, transfer jako „wolnego zawodnika” do Milówki, aż po powrót do Łękawicy…

- Idąc po kolei. Po awansie do trzeciej ligi wraz ze sztabem szkoleniowym uznaliśmy, że potrzebuję regularnego grania, co rzeczywiście miało miejsce w Czarnych-Góralu. Po półrocznym wypożyczeniu wróciłem, ale nie zagrałem na szczeblu trzeciej ligi. Sam uznałem, że to jest dla mnie szczebel nie do przeskoczenia po sportowemu, a przy tym trzecia liga niosła i niesie za sobą duże obciążenia, głównie czasowe, To było dla mnie bardzo trudne do rozwiązania, stąd decyzja o rozłące z Rekordem i jednoczesnym zejściu na niższe szczeble. Wpierw była Wisła Ustronianka, z którą nie udało się wejść do czwartej ligi, wyprzedziła nas Spójnia Landek. Wisłę zamieniłem na Podhalankę Milówka, głównie ze względu na uwarunkowania logistyczne. Tam też nie udało się wywalczyć awansu, tym razem do „okręgówki”. Osobistą barierą okazał się dla mnie cały szereg kontuzji, z tego powodu nie zagrałem zbyt wielu spotkań. No i w ten sposób, po latach, wróciłem do Łękawicy.

A tam, w miejscowym Orle, rola bramkarza i działacza – trudne?

- Działacza może troszkę mniej, aczkolwiek swoim jakimś małym doświadczeniem staram się chłopakom i klubowi pomagać, jako członek zarządu, jako bramkarz i jako „mała pomoc” trenerska. O, taki człowiek-orkiestra.

Sukces jest – awans do okręgówki….

- No jest sukces! Na samym początku ubiegłego sezonu nikt o tym głośno nie mówił, ale ja wiedziałem, że ta liga – mówię o żywieckiej A-klasie - jest do wygrania. Wiedziałem, że mamy bardzo duży potencjał w zespole. Patrząc na konkurencję wręcz nie wyobrażałem sobie, abyśmy nie zrobili tego awansu. Później, już z biegiem rozgrywek, okazało się, że małe problemy były, ale w kulminacyjnym momencie, w meczu wyjazdowym z Podhalanką, udźwignęliśmy ciężar.

Jakiekolwiek założenia przed startem sezonu w lidze okręgowej?

- Utrzymać się. …..Albo powiem tak – nie chcemy podzielić losu każdego beniaminka z Żywiecczyzny z ostatnich lat i spaść. Nie chcemy być „chłopcami do bicia”, za to chcemy grać swoją piłkę. Nasze sparingowe początki z bieżącego lata pokazują, że jesteśmy dobrze rokującym zespołem i mam nadzieję podobnie zaprezentować się w lidze.

A czy syn - Borys będzie naturalnym sukcesorem również bramkarskim?

- A to jest wielki znak zapytania dla taty, który się bardzo mocno zastanawia czy kierować syna jego drogą, sportową drogą. Wychodzę z założenia, że jeśli będzie chciał grać w przyszłości piłkę, to będzie w nią grał. A jeżeli spodoba mu się gra np. na perkusji w zespole, to nie będę robił mu przeszkód.

Jak pracuje się z żoną w jednej firmie? (Magdalena Wnętrzak pracuje w administracji pionu sportowego klubu – przyp. TP)

- …(śmiech) Mamy o czym rozmawiać w domu (śmiech)…

Z Rekordem nadal jesteś związany zawodowo, a w nim odpowiadasz za ….

- Może nie tyle odpowiadam „za”, co biorę udział w różnych przedsięwzięciach, które się w naszym ośrodku dzieją. Od typowych robót konserwatorskich, przez drobne, bieżące remonty, przez nadzór nad stanem boisk i budynku szkolnego, do wsparcia w organizacji różnorakich eventów, które odbywają się na naszym obiekcie.  

Twój „konik” – murawa?

- Nie powiem, że – nie! Lubię się tym zajmować. Trawa to jest organizm żywy i trzeba się z nim zaprzyjaźnić. A ta jaką mamy aktualnie na murawie stadionu w Cygańskim Lesie jest w mojej opinii najlepsza odkąd tu jestem, czyli od jakichś dziesięciu lat.

Po pracy odpoczywasz przy …..?

- Chciałbym odpoczywać przy domowym basenie, który zainstalowałem. Ale już w połowie września sądzę, że wbiję symbolicznie pierwszą łopatę pod fundamenty swojego domu. Tak będzie wyglądał mój odpoczynek w najbliższym czasie.

Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję.

Rozmawiał: Tadeusz Paluch/foto: archiwa bts.rekord.com.pl i M. Wnętrzaka oraz beskidzkapilka.pl.