Piłka nożna
Lechia Dzierżoniów – Rekord B-B 1:0 (0:0)
Gol stracony w doliczonym czasie gry zdecydował o porażce "rekordzistów".
(16:02) Lechia Dzierżoniów – Rekord Bielsko-Biała 1:0 (0:0) koniec meczu
1:0 P. Słonecki (90+1. min.)
Lechia: Spaleniak – Barski, Juźwik, Paszkowski (46. Smutek), P. Słonecki, Korkuś, Tomaszewski, Szydziak, Lechocki, Borowy, Buryło (85. Brzezicki)
Rekord: Żerdka – Gaudyn, Profic (63. Ogrocki), Bojdys, Caputa, Gleń (77. Hałat), Madzia, Szymański, Żołna (63. Różycki), Czernek (77. Dudek), Hilbrycht
Sędzia: Matyszczak (Kluczbork)
żółte kartki: Borowy, Tomaszewski - Caputa, Bojdys, Szymański
Spotkanie miało dwa odmienne oblicza. Pierwsza część toczona w dość wolnym tempie, bez klarownych sytuacji pod obu bramkami i bez wielkiej futbolowej jakości. Zaangażowania i chęci do gry piłkarzom Lechii i Rekordu odmówić nie można, ale momentami obraz potyczki jawił się, jakby gracze obu zespołów mentalnie byli na „majówce”. Niby bielszczanie częściej byli wówczas przy piłce, prowadzili atak pozycyjny, w którym jednak zdecydowanie brakowało elementów przyśpieszenia, próby zaskoczenia rywali niekonwencjonalnym zagraniem.
Prawdziwe granie zaczęło się po przerwie. Pierwszy kwadrans drugiej minął pod znakiem dominacji dzierżoniowian. W 50. minucie Marcin Buryło obsłużył dokładnym dośrodkowaniem Pawła Słoneckiego, który chybił strzelając do pustej bramki. W sześć minut później niemal kopia tej sytuacji, tym razem nie popisał się w szeregach gospodarzy Jakub Smutek. Jeszcze przed upływem 60. minuty spotkania w wybornej sytuacji, z okolic pola bramkowego, piłkę nad poprzeczką przeniósł Damian Szydziak. Narzucenie wysokiego tempa gry dzierżoniowianie przypłacili ubytkiem sił, a w konsekwencji oddaniem pola „rekordzistom”. Wpierw świetnej szansy nie wykorzystał Mateusz Gleń uderzając głową poza światło bramki. Później na wskroś ofensywnych zmian dokonał trener gości – Piotr Jaroszek. Intensywność meczu w wykonaniu przyjezdnych wzrosła jeszcze bardziej. W 69. minucie, po szarży w pole karne i mocnym uderzeniu Szymona Szymańskiego, od utraty gola gospodarzy uratował słupek. Defensywę Lechii non-stop niepokoili m.in. wprowadzeni na boisko Dawid Ogrocki z Arturem Różyckim. Wprawdzie po główce Filipa Barskiego z 83. odbiła się od górnej części poprzeczki, ale całe zdarzenie odbyło się pod kontrolą Krzysztofa Żerdki w bielskiej bramce.
Tego spokoju zabrakło niestety biało-zielonym w końcowych fragmentach spotkania, niestety nie tylko „rekordzistom”. W 87. minucie uderzenie D. Ogrockiego sparował na korner Dominik Spaleniak. Po rzucie rożnym miejscowi ruszyli z kontrą przerwaną taktycznym faulem przez Seweryna Caputę. Na rzut wolny Lechii goście odpowiedzieli natychmiastową kontrą. W opinii nie tylko bielskich szkoleniowców w polu karnym gospodarzy szybciej przy piłce znalazł D. Ogrocki, którego miał sfaulować golkiper dzierżoniowian. Arbiter z sobie znanych powodów nie zdecydował się wskazać na „wapno”, za to skwapliwie ukarał dwóch spośród protestujących bielszczan żółtymi kartkami. To zdarzenie wywołało niesłychane emocje i nerwy, a te jak powszechnie wiadomo nie sprzyjają racjonalnym reakcjom. Już w doliczonym czasie gry wbita „na aferę” w pole bramkowe piłka wylądowała pod nogami P. Słoneckiego, który strzałem z bliska rozstrzygnął wynik meczu.
Na powrót „na tarczy” z Dolnego Śląska „rekordziści” z pewnością nie zasłużyli, ale takie są fakty, nad którymi się nie dyskutuje. Czas do kolejnego meczu o ligowe punkty niedługi, ale wystarczający na wyciagnięcie mądrych wniosków, już nie tyle z przegranej w Dzierżoniowie, co serii meczów bez wygranej. Kolokwialnie rzecz ujmując, strefa w której znalazł się nasz zespół jest tak ciasna i tłoczna, że „nie ma czym oddychać”.
TP/foto: PM