Piłka nożna
Powrót wojownika
Od czerwca ubiegłego roku trwał rozbrat z futbolem Mateusza Waliczka. Po kontuzji stawu kolanowego i długotrwałej rehabilitacji obrońca Rekordu „łapie” pierwsze minuty w a-klasowych rezerwach.
Na wstępie zapytam może ogólnie, ale w miarę konkretnie – jak szlachetne zdrowie?
- Jest coraz lepiej, wszystko w porządku. Przez ostatni tydzień, czy nawet dwa tygodnie zapomniałem, że może trzeba bardziej uważać na operowane kolano. Nic, pozostaje nadal mocno i cierpliwie pracować nad przygotowaniem fizycznym, a reszta – mówię o formie stricte piłkarskiej – sama przyjdzie. Tak to bywa, obie te kwestie często idą w parze.
Kiedy wróciłeś do gry, ile minut zdołałeś już „złapać”?
- W połowie kwietnia rozegrałem pierwsze swoje 45 minut od czasu kontuzji. Zagrałem połowę z Sołą Kobiernice, potem w jeszcze jednym spotkaniu rozegrałem trzy kwadranse, a w sobotnim meczu z Bystrą to było już 70 minut.
Z biegiem rozgrywek w bielskiej A-klasie nasze rezerwy urosły do roli głównego pretendenta do awansu…
- Bez owijania w bawełnę - plan jest taki, aby awansować. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, choć czeka nas jeszcze kilka ważnych i trudnych meczów, jak w Kaniowie, czy w Bestwince.
Zapewne śledzisz równolegle poczynania kolegów z III ligi, Twoje wrażenia po meczu z rezerwami Górnika?
- Powiem tak, trzeba umieć wygrywać takie mecze. Jakby nie spojrzeć graliśmy z sąsiadami z tabeli, z zespołem prowadzonym przez naszego byłego trenera, więc uważam, że zmiany nastrojów w tym spotkaniu były adekwatne do rangi. Chyba każdy spodziewał się takiego przebiegu spotkania, choć pewnie niewielu takiej dramaturgii w końcówce. Tego, że zagraliśmy słabo w pierwszej połowie nie da się ukryć. Najważniejsze, że druga część należała do nas. Skończyło się pozytywnie dla nas, wszyscy są zadowoleni i cieszą się z trzech ważnych punktów.
Foto-galeria zdjęć autorstwa Pawła Mruczka z meczu: Rekord II – KS Bystra – tutaj.
TP/foto: Paweł Mruczek