Piłka nożna
Wiara w zespół
Na kilka dni przed premierą III-ligowego sezonu 2017/2018 rozmawiamy ze szkoleniowcem naszych piłkarzy – Piotrem Jaroszkiem.
Pogłębiłeś wiedzę o zespole i wynika z niej…
- Podtrzymuję to co mówiłem już wcześniej – ten zespół ma duży potencjał. Potwierdziła się także opinia o uniwersalizmie boiskowym wielu chłopaków, to znalazło swoje odzwierciedlenie np. w sparingach. Przez cztery tygodnie zawodnicy bardzo mocno pracowali, wykonali kawał ciężkiej pracy i za to mój szacunek dla nich. Każdy tydzień treningów dał mi wiele do myślenia, wzbogacił mnie o dodatkową wiedzę i jeden podstawowy wniosek. To niby banał, ale wyraźnie widać, niczym na dłoni, że o składzie na konkretny mecz decydować musi dyspozycja piłkarza z kilku minionych dni. Przed objęciem zespołu, przed pucharowym meczem z bełchatowianami, miałem jakąś tam wizję tzw. żelaznego składu, ale okazuje się, że w tym zakresie trzeba być po prostu elastycznym. Jak mówię, tak jak przed konfrontacją z GKS-em Bełchatów miałem wizję podstawowej jedenastki, tak teraz już nie trzymałbym się kurczowo tego zamysłu. Wielu chłopaków zapracowało u mnie „na plus”, mniej „na minus”. Najkrócej mówiąc, to że ktoś „na dziś i na teraz” znalazł się w wyjściowym składzie wcale nie musi znaczyć, że będzie w nim w następnym spotkaniu.
„Krajobraz” po meczu pucharowym i po sparingach jest niejednoznaczny.
- Rzeczywiście, jest niejednoznaczny. Ale weźmy też pod uwagę różnicę klas jaką reprezentowali nasi konkurenci. Dobrym przykładem są jastrzębianie, którzy na tydzień przed ligową premierą rozgromili nas 6:1, a na inaugurację równie „okrutnie” obeszli się z MKS-em Kluczbork, wygrywając 5:1! Na podstawie gier kontrolnych nie powiem niczego odkrywczego, pewnie to samo mógłby powiedzieć o swoim zespole każdy z trenerów - w każdym meczu mieliśmy momenty rewelacyjnej gry. Ale było też tak, jak powiedział to w pomeczowym wywiadzie, po spotkaniu w Jastrzębiu Dawid Ogrocki, że niektóre fragmenty w grze nie przystoją drużynie z naszego poziomu ligowego. Jeśli wyeliminujemy te elementy głupich reakcji i zagrań boiskowych, to jestem przekonany, że wszystko pójdzie w dobrą stronę. Nad tym pracujemy, na to zwracamy uwagę. Takie momenty nadal nam się przytrafiają, co widać było choćby we wtorkowej towarzyskiej „gierce” z naszymi futsalowcami.
Brak ruchów kadrowych, transferowych odczytuję jako votum zaufania dla składu z ubiegłego sezonu?
- Jest dokładnie tak jak mówisz, to jest votum zaufania. Telefonów i maili od różnych menadżerów, zawodników odebrałem przez tych kilka tygodni mnóstwo. Ale obdarzyliśmy zaufaniem właśnie tę grupę ludzi, mamy do tych chłopaków zaufanie i oni o tym wiedzą. Ilościowo i jakościowo jest dobrze, jest rywalizacja praktycznie na wszystkich pozycjach. Co tu dużo gadać – wierzę zespołowi i wierzę w zespół. Dlatego nie zabiegaliśmy tego lata o jakieś wzmocnienie naszej kadry.
Preferowana przez Ciebie filozofia żmudnej gry od defensywy wymaga ogromnej cierpliwości i dokładności…
- To prawda, ale pomału przynosi to pierwsze efekty. W przegranym meczu Pucharu Polski z bełchatowianami oba gole strzeliliśmy właśnie po mozolnie zbudowanych akcjach, to nie były boiskowe „przypadki”. Tak zresztą zdobyliśmy większość goli tego lata. Moje preferencje preferencjami, ale wszystko na boisku musi być zrównoważone, bo nie wszystko musi rozgrywać się w ten sam, identyczny sposób. Mam na tyle doświadczony zespół, że sam wie: co, kiedy i w którym momencie zagrać. Element improwizacji jest jak najbardziej dopuszczalny.
Po wtorkowej grze z futsalowcami kogo najchętniej zabrałbyś ze składu Andrzeja Szłapy?
- Po raz pierwszy uczestniczyłem w takim meczu i chciałbym podzielić się jednym przemyśleniem. Otóż byłem i nadal jestem pod wrażeniem umiejętności naszych mistrzów Polski wyjścia spod pressingu. Nawet, gdy zamykaliśmy ich na 30. metrze od ich bramki, oni ze spokojem w tym ścisku rozgrywali piłkę we własnym polu karnym. Nie panikowali! My, futboliści w takich sytuacjach częstokroć uciekamy się do wybicia piłki „na uwolnienie” czasem w trybuny, a nasi futsalowcy – przeciwnie. To mi się bardzo podobało. To moje wrażenie potęguje fakt, że ci chłopcy przecież styczność z taką piłką, z trawą, z boiskiem o takich rozmiarach, mają bardzo rzadko. No i dlatego spodziewam się, że w halowym rewanżu dysproporcja będzie chyba większa, i chyba na naszą niekorzyść (śmiech). A kogo konkretnie zabrałbym do naszej trzecioligowej kadry? Najchętniej…Andrzeja Szłapę! Nic się nie zmienił, no może odrobinę w sferze fizycznej (śmiech). Młodzi wciąż mieliby się od kogo uczyć techniki oraz boiskowych zachowań. Do gustu przypadła mi także gra oby naszych „rekordowych” Czechów – Honzy Janovsky’ego i Michala Seidlera.
Rokowania na III-ligową jesień „rekordzistów”?
- Umówiłem się z zespołem, że swoje cele określimy wspólnie, tuż przed ligowym startem. Do takiego spotkania jeszcze nie doszło, więc nie jestem jeszcze w stanie mówić o konkretnych zamierzeniach. Niemniej chcemy wyraźnie nazwać nasz cel maksimum, ustanowić nieprzekraczalne minimum, ale też określić cel – nazwijmy go – pośredni.
Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.
TP/foto (z meczu PP: Rekord - GKS Bełchatów): Paweł Mruczek