Piłka nożna
Nic dwa razy się nie zdarza?
Z Markiem Proficem o gorzowskiej inauguracji sezonu, „grubej kresce”, nowym rozdaniu u III-ligowców i specjalnej dedykacji z okazji wygranej ze Stilonem.
Z czym kojarzysz datę – 8 sierpnia 2015 roku?
- Hmmm….(po długim namyśle). No nie wiem…, nie była to inauguracja sezonu sprzed dwóch lat? Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Tak jak w niedzielę, w Gorzowie Wielkopolskim, zdobyłeś gola otwarcia meczu i sezonu, tyle że wtedy wygraliście z Grunwaldem Ruda Śląska 3:0, teraz 3:1.
- Coś w tym jest, jakaś analogia, tym razem było bardzo podobnie. Szybko miałem okazję do strzelenia. Rzut wolny, podszedłem, piłka fajnie usiadła na stopie, uderzenie w długi róg, udana zasłona w murze Darka Ruckiego i Damiana Hilbrychta, przysłonięty bramkarz był bez szans (śmiech). Cieszę się, że dzięki temu trafieniu tak pomyślnie ułożył się dla nas ten mecz. A sam gol – powiem nieskromnie – był przedniej urody.
Wiosną nie „zardzewiałeś” na ławie? Z formą rzeczywiście było tak źle?
- Nie chcę „grzebać w trupach”, odcinam tamten czas grubą kreską i nie wracam do niego. Ważne, że dostałem szansę od nowego trenera, od naszego prezesa i przedłużyłem umowę z klubem. Więc chyba nie było ze mną tak tragicznie, skoro nadal jestem w Rekordzie. Tym meczem i wcześniej mocno przepracowanym okresem przygotowawczym chciałem po prostu zademonstrować, że jeszcze potrafię grać w piłkę. Forma jest, a będzie jeszcze lepsza!
Skorzystałeś na pojawieniu się nowego trenera i na nowym rozdaniu…
- Szczerze powiedziawszy, to pojawienie się nowego szkoleniowca zawsze jest jakimś powiewem świeżości, choć personalnie u nas zbyt wiele się nie zmieniło. Są nowe pomysły, jest nowy impuls. Już w sparingach wyglądało to nieźle, choć ich wyniki nie zawsze były rewelacyjne. Ja w każdym razie jestem zadowolony. Po, jak powiedziałem, mocnym okresie przygotowawczym zapracowałem na miejsce w podstawowym składzie na mecz ze Stilonem.
No właśnie, już pomijając zdobytego gola, jak się grało w Gorzowie Wielkopolskim?
- Zacznę od tego, iż fajnie się stało, że klub zapewnił nam tak dobre warunki przed tym spotkaniem. Sobotni wyjazd przed meczem, to co innego, niż ośmio-, dziewięciogodzinna jazda w dniu meczu i gra prosto „z autobusu”. Pomógł nam również odrobinę trener gospodarzy wbijając nam szpilki w przedmeczowych zapowiedziach. To nas trochę zmotywowało i mam nadzieję, że dobitnie pokazaliśmy, iż nie jesteśmy piłkarskimi „fizolami”. A co do przebiegu samego spotkania ze Stilonem…Szybko strzelony gol, kolejne okazje, z których dwie wykorzystaliśmy, tak wyglądał obraz większej części pierwszej połowy. Gorzowianie nieźle prezentowali się, ale głównie na własnej połowie boiska. Dopiero w ostatnich dziesięciu minutach mocno nas przygnietli. Byliśmy wówczas zbyt głęboko cofnięci, trochę zdekoncentrowani i chyba zbyt często uciekaliśmy się do gry indywidualnej. Może to była zbytnia pewność siebie? W każdym razie po przerwie było już znacznie lepiej, mimo iż wtedy straciliśmy gola. Bez wielkiej nerwowości i paniki bezpiecznie dowieźliśmy dobry rezultat do końca spotkania. Choć nie da się ukryć, że wynik mogliśmy domknąć już wcześniej, po okazjach Dawida Ogrockiego. A tak, gdzieś tam do ostatniego gwizdka musieliśmy mieć się na baczności. To zwycięstwo na otwarcie sezonu dedykujemy – ja i cały zespół – Mateuszowi Waliczkowi. Nasz kolega z boiska doznał poważnej kontuzji jeszcze w ostatnim, pucharowym meczu poprzedniego sezonu. Mateusza czeka poważny zabieg, rekonstrukcja więzadeł. Ale to twardy człowiek, dlatego już teraz życzymy „Walemu” szybkiego powrotu do zdrowia, do formy, do naszej szatni numer 10, no i na boisko!
TP/foto-archiwum: PM